adam asnyk jedni i drudzy
Name in native language. Adam Asnyk. Date of birth. 11 September 1838. Kalisz. Date of death. 2 August 1897. Kraków.
Cargo. ADAM ASNYK. The current position of ADAM ASNYK is in North Pacific Ocean with coordinates 30.52881° / -130.07450° as reported on 2023-11-03 16:33 by AIS to our vessel tracker app. The vessel's current speed is 12 Knots and is heading at the port of ENSENADA. The estimated time of arrival as calculated by MyShipTracking vessel tracking
Adam Asnyk, Polish poet and playwright renowned for the simplicity of his poetic style. Asnyk’s family belonged to the minor gentry. His father, a soldier, spent two years as an exile in Siberia before returning to Poland to become a successful merchant. For a while Asnyk studied medicine in.
Adam Asnyk (September 11 1838 - August 2 1897) was a Polish poet and dramatist of the Positivist era. Born in Kalisz to a noble szlachta family he was educated to become an heir of his family's estate.
Wiersz: Miłość jak słońce - Adam Asnyk. Miłość jak słońce: ogrzewa świat cały I swoim blaskiem ożywia różanym, W głębiach przepaści, w rozpadlinach skały Dozwala kwiatom rozkwitnąć wionianym I wyprowadza z martwych głazów łona Coraz to nowe na przyszłość nasiona. Miłość jak słońce: barwy uroczemi Wszystko dokoła
nonton catch me if you can idlix. Są jedni, którzy wiecznie za czymś gonią, Za jakaś marą szczęścia nadpowietrzną, W próżnej gonitwie siły swoje trwonią, Lecz żyją walką serdeczną. I całą kolej złudzeń i zawodów Przechodzą razem z rozkoszą i trwogą, I wszystkie kwiaty zrywają z ogrodów, I depczą pod swoją nogą. Są inni, którzy płyną bez oporu Na fali życia unoszeni w ciemność, Niby spokojni i i zimni z pozoru, Bo widzą walki daremność. Zrzekli się cierpień i szczęścia się zrzekli, Zgadując zdradę w każdym losu darze, Przed swoim sercem jednak nie uciekli, I własne serce ich karze! Gdy się spotkają gdzie w ostatniej chwili Jedni i drudzy przy otwartym grobie, Żałują, czemu inaczej nie żyli, Wzajemnie zazdroszczą sobie.
Urodzony 11 września 1938 roku w Kaliszu. Studiował na Akademiach Medycznych w Warszawie i we Wrocławiu oraz w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego w debiut literacki nastąpił w 1864 roku w "Dzienniku Literackim". AbdykacjaSukienkę miała w paseczki Perkalikową, Ach, jak mi smutnoAch, jak mi smutno! Mój anioł mnie rzucił, W daleki odbiegł świat, Ach, powiedz!Ach, powiedz, powiedz! jaki Bóg W nadziemskie ubrał cię szaty, AnakreontykNie szczędź mi rajskich rozkoszy! Różanych ustek nie żałuj! Anielskie chóryAnielskie śpiewają chóry W gwiaździstym błękitów morzu, ApokalipsaŚwiat żyje w pokoju, nie przeczuwając złego,Jak nagle wojna nastanieApostrofaDałem cl żywot mój - to nie wiele!Żywotów takich tysiąc dziś przepada;AstryZnowu więdną wszystkie zioła, Tylko srebrne astry kwitną, AszeraPonad ziemskim lecąc globem, W brylantowych skrzę się rosach, BarkarolaNoc taka jasna! Gwiazdami płonie, Baśń tęczowaOd kolebki biegła za mną Czarodziejska baśń tęczowa Bez granicPotoki mają swe łoża - I mają granice morza Bez odpowiedziNie znali nigdy, co to jest dostatek, Lecz znali tylko - co trud i potrzeba; BezimiennemuGdy jeszcze gościł na ziemi Złe mu w gościnie tej było - Bezmoc mojaW otchłań ciemności bez dna wciąż zrobić nie mogę...Black CatCzarny kot,przeszedł sobie drogę,którą znał od się wicher w poluBłąka się wicher w polu, Nie wie, w którą wiać stronę; BławatekJaki to chłopiec niedobry Tak mnie wciąż zbywa niegrzecznie! Bodaj owa rzeczka...Bodaj owa rzeczka szuwarem zarosła,Która mnie młodego w obcy kraj zasnąłBól zasnął we mnie już z cicha, Jak dziecię krzykiem zmęczone; Bolesławowi PrusowiNiechaj pracownik nie żali się cichy, Gdy ziarno myśli wciąż rzucając świeże, Bóstwo tajemniczeNa chmurnym szczycie góry Kamienne jest oblicze; Chłopca mego mi zabrali...Chłopca mego mi zabrali. Matulu!Choć pól i łąkChoć pól i łąk Odmładzasz krąg, Choć w praw niezmiennych...Choć w praw niezmiennych poruszasz się koleJeśli rozpoznasz twórcze ich zamysłyCi, którzy jasność...Ci, którzy jasność żegnają zniknioną,Gdy burza całe zniweczyła żniwoCiche wzgórzeZnam ja jedno piękne nim kwitną przy figurzeCo złość zniweczyCo złość zniweczy, co występek zburzy,To miłość z gruzów na powrót postawi,CzarodziejkaZ wdziękiem wiosny nieśmiertelnym,W jutrzenkowym blasku szat,CzaryCoś się zdawało dziewczynie,Coś się zdawało!Da Bóg kiedyś zasiąść w Polsce...Da Bóg kiedyś zasiąść w Polsce wolnejOd żyta złotej, od lasów szumiącej,Daremne żaleDaremne żale - próżny trud, Dla Panny Laury szczęśliwych widziałem na ziemiI ci mi nigdy nie wyjdą z pamięciDlaczego wicher tak wieje...Dlaczego wicher tak wyjeI z jękiem leci ku niebu?Do ...Przekleństwa synu! co Kaina piętnemStraszysz w dzień biały Chrystusową trzodę,Do młodychSzukajcie prawdy jasnego płomienia!Szukajcie nowych, nie odkrytych dróg...Dopiero w związku z wszechświata ogromem...Dopiero w związku z wszechświata ogromemCzłowiek granice istnienia rozszerza;Dwa aniołyDwa anioły spotkały się w locie,Ponad ziemia, wśród błękitnych mórzDwa sonetySie trennten sich endlich und sah'n nicht,Nur noch zuweilen im Traum;Dwa spotkaniaSpotkałem go w młodości dniach -W objęcia moje upadł onDzieje piosenkiNarodziła się w duszy poety W łez mroku,Dzień i nocDzień ma swój uśmiech ponętny,Błyszczącą weselem postaćDzień wczorajszyPiotr teraźniejszość wyklina,Wszyscy gniewają go ludzie:Dzień, w którym jeden z grzesznych braci koła...Dzień, w którym jeden z grzesznych braci koła,Najświętsze prawa zdeptawszy niegodnie,Dzisiejszym idealistomCzyliż fałszywy wzbrania wam wstydZ obłoków zstąpić do ziemian?Dziwny senDziwny sen miałem z wieczora,Trwał jakby przez wieczność całą -DzwonkiNaraz mi jasność zniknęła dzienna,I świat zalała ciemność bezdenna,Echo KołyskiGdym jeszcze dzieckiem byłBudzącym się na światEgzotyczne kwiatyPod zwrotnikami rosną w lasach kwiaty,Co przybierają wzory fantastyczne -FijołkiTe fijołki, co mnie nęcą,Te nie siedzą skryte w trawie -Gałązka jaśminuTam, pod niebem południa palącem,Szło ich dwoje po mirtów alei,Gdy nas w ciemności otaczają wszędzie...Gdy nas ciemności otaczają wszędzie,W swej zacieśnionej zatrzymując sieci,Gdy szron...Gdy szron potem trawkę zwarzy,Zmarszczy listki suche,Gdy...Gdy zielenić gaj się zacznie W majową pogodę,Gdybym był młodszy...Gdybym był młodszy, dziewczyno,Gdybym był młodszy!GiewontStary Giewont na Tatr przedniej strażyGłową trąca o lecące chmury -Głos wołjący na puszczyCzasami doleci z burząDo uszu bezmyślnej tłuszczy,Helenie ModrzejewskiejPonad tym wszystkim, co początek bierzeW ciężkiej i dusznej życia atmosferze,HeraklesGreckie go mity Heraklesem zwały,Chociaż właściwie ludem się nowa szkołaHistoryczna nowa szkołaSwą metodę badań ścisłą,Huczy woda po kamieniachHuczy woda po kamieniach,A na głębi cicho płynie -Idż dalejWzywałem ciemności: niech wstanie!I niech mnie pogrąży w noc ciemną -Ileż to zgonów i narodzin ile...Ileż to zgonów i narodzin ileW krótkim dni naszych przechodzim zakresie!J. I. KraszewskiemuU nas - gdzie przodownikom narodowej pracyTrud ciężkiego żywota jedyną nagrodą,Ja ciebie kocham!ja ciebie kocham! Ach te słowaTak dziwnie w moim sercu ptaki, kiedy odlatywać poczną...Jak ptaki, kiedy odlatywać poczną,Bez przerwy ciągną w dal przestrzeni sinąJako cząsteczka wszechświata myśląca...Jako cząsteczka wszechświata myślącaSzukam w nim celu i o celu myślęJedna chwilaZobaczyłem ją tylko na chwilęI już pewnie nie ujrzę jej więcej: Jednego serca!Jednego serca! tak mało! tak mało,Jednego serca trzeba mi na ziemi!Jedni i drudzySą jedni, którzy wiecznie za czymś gonią,Za jakąś marą szczęścia nadpowietrzną,Jestże to prawdąJestże to prawdą, ze nad mą kołyskąDzieckiem niebiańskie widziałem zjawiskoJuliuszowi MienOmdlały rącze fantazji loty,Już na szczęśliwe wyspy nie płynie,KamieńJa tylko jestem kamieniemI jako niemowlę tu,Kantata na jubileusz J. I. KraszewskiegoChórSzczęśliwy, komu w życiu danoKarmelkowy wierszBywało dawniej, przed laty,Sypałem wiersze i kwiatyKarnawałowy lament poetyO poezjo, ty nie grzejesz,A tu takie ciężkie mrozy!Kiedym cię żegnał...Kiedym cię żegnał, usta me milczały,I nie wiedziałem, jakie słowo rzucić,KlątwaKto był przyczyną rozstania naszego -Niechaj łzy moje upadną na niego!KościeliskaOto tatrzańska sielankaŁagodną wabi ponętą,Krąg przemianDnia słoneczność, wiosny tchnienie,Morza piany i błękityKwiat paprociZakwita w puszczach dziwny kwiat paproci,Na jedna chwile w tajemniczym cieniuLegenda pierwszej miłościJa ją kochałem, tak mi się zdaje,Bo cudną była w szesnastej wiośnie:Letni wieczórJuż zaszedł nad dolinąZłocisty słońca krąg Lilie wodneTaki spokój rozlany w naturze,Niebo takie czyste i pogodne -LimbaWysoko na skały zrębieLimba iglastą koronęLudzkości!Ludzkości, ty Atreusza rodzie!Wśród ciągłych walk idziesz naprzód niespokojnaŁabędzi śpiewŁabędzi słyszałem to letnim wieczorem:Łudząca Maja otworzy ci oczyJako cząsteczka wszechświata myślącaSzukam w nim celu i o celu myślęMarzenie poranneSiedziała w ogrodzie w pół świetle, w pół cieniu, Przy blasku wschodzącej jutrzenki,MgławiceRozsiane w światów przestrzeni,Kosmiczne spływają mgly,Między nami nic nie byłoMiędzy nami nic nie było!Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych,Miejmy nadzieję!Miejmy nadzieję!... nie tę lichą, marną,Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera,Miłość jak słońceMiłość jak słońce: ogrzewa świat całyI swoim blaskiem ożywia różanym,MirtyŚródziemnego Morza brzegiem,Nad błękitnych wód przestrzenią,Morskie okoIPonad płaszczami borów, ściśnięte zaporąMyślałem, że to sen...Myślałem, że to sen, lecz to prawda była:Z nadziemskich jasnych sfer do mnie tu zstąpiła,Na grobie Wincentego PolaCiebie, ach, duchy zawiodły łaskaweDo zdrojów przeszłej pokoleń wielkościNa nowy rokSłyszycie? Północ już bije,Rok stary w mgły się rozwiewa,Na obchód SłowackiegoPoeto! Oskarżono ciebie przed narodem,Ze kazałeś bezwładnym poruszać się bryłomNa pamiątkęNa pamiątkę, żem chwil kilkaŻył w czarownych marzeń kole,Na początku nic nie byłoNa początku nic nie było,Tylko przestrzeń ciemna, pusta;Na przedpiekłuRaz mi tak żona dopiekła,Żem się powiesił na górze;Na śnieguBielą się pola, oj bielą,Zasnęły krzewy i ziołaNa zgon poezjiNie! nie umarła, jak to próżno głoszą,Ta jasnych krain pani i królowa,Nad głębiamiPóki w narodzie myśl swobody żyje,Wola i godność, i męstwo człowiecze,Nad przepaściąZ przepaści ciemne widmo wstało...I na urwisku stromemNajpiękniejsze piosenkiNajpiękniejszych moich piosnekNauczyła mnie dzieweczka,NawrócenieGdy miała szesnaście latek,Była ach! bardzo sceptyczną,Nie będę cię rwałaNie będę cię rwała,Konwalijko biała,Nie mówNie mów, chociażbyś miał ginąć z pragnienia,Że wszystkie źródła wyschły już bijące! -Nie-bajkaSpadł z drzewa topoli pączekI płynie z potoku pianą,Niezabudki kwiecieNiezabudki wdzięczne kwiecieOna dała mi,NiezręcznyIGdy ją raz pierwszy ujrzał w kobiet gronieNoc pod wysokąWieczór się zbliżał, a nad naszą głowąWciąż wyrastały prostopadłe ścianyNokturnoNa dworze wicher i słota,Tak smutno, mroczno i chmurno -OdaW ciemności czasów,Wśród krzywd i gwałtów kolei złowrogiej,OdpoczywaIOdpoczywa, złożył skronie Opowieść ducha...Opowieść ducha spisanana posiedzeniu spirytystówOświadczynyWziął frak na siebie, rękawiczki nowe,Stanął przed lustrem przyjrzeć się krawatce,Pamięci Józefa jednym z tych ludzi nielicznego koła,Co wierni ideałom, pod nogą nie czująPan Jzezus chodzi po świecieO! nie rozpaczaj tak, dziecię,Że nie masz ojca i matki!PanieneczkaPanieneczka, panieneczka, Czesze złoty włos,PierwiosnkiDziewczę pierwiosnki zbierało,Wesołe piosnki śpiewało,Pijąc FalernoDosyć łez, po co te smutki?Czas się nareszcie rozchmurzyć!Piosenka pijakaNa trzeźwo nie mogę żyć!Więc się upijam od ranaPłaczącejTy płaczesz, dziewczę? Łez twoich szkoda,Na te łzy gorzkie jeszcześ za ze zwątpieniem, co łamieI męskich pozbawia sił!Pod stopy krzyżaDużo cierpiałem lecz koniec się zbliżaZ uspokojeniem po przebytej męce -Podczas burzyDołem - wicher ciężkie chmury niesie,O skaliste roztrąca urwiska;PodróżniPrzez włoskie wille nad morzem wisząceCiągniemy, rzesze senne i cierpiące,Poeci do publicznościZ pokorą nasze pochylamy głowyPrzed twoim sądem, o publiko gniewna!Pokora poetówNiezwykle pokornego spotkałem poetę. -Wśród poufnej rozmowy przyszedł mi na myśl GoethePosyłam kwiatyPosyłam kwiaty - niech powiedzą oneTo, czego usta nie mówią stęsknione!Powrót piosenkiPiosnka, którą ukochanaZwykła była mi nucić,Pożegnalne słowoO drogę moję pytasz się i zżymasz,Że ta wykracza poza słońc twych mój Aniele, ty rękęDaj!PrzebudzonaSłonko majoweZe snu już wstaje,Przed jutremTrudno bez żalu patrzeć na zagładęDawnych form bytu, do których przywykłyPrzestrogaTy, lube dziewczę, masz duszę tkliwą,Co się pięknością wszelką zachwyca;Przy kominkuGdy się ogień na kominku pali,Lubię grzać się przy jego płomieniu...Przychodzisz do mniePrzychodzisz do mnie, nie mówisz nic,Lecz ukazujesz swe rany,Przyjście MesjaszaLud czekający na swego Mesjasza Nie zwróci oczu na dziecinę małą Przykro, przykro jest dębowi...Przykro, przykro jest dębowi, gdy go robak toczy,Ale przykrzej nie móc płakać, gdy łez pełne do poetówWiecznie śpiewacie na tę samą nutę!Śpiewacie rozpacz dziką i bezbrzeżną,Raduj się, czyli...Raduj się, Chłopcze, iż nie żyjesz w czasachRanek w górachWyzłocone słońcem szczytyJuż różowo w górze płoną,ReplikaLubię święte oburzenie,Lubię patos ten dziwaczny,RezygnacjaWszystko skończone już pomiędzy nami,I sny o szczęściu pierzchły bezpowrotnie;Różowa chwilkaPięknym jest ten gaj,Piękną jezior toń,Sen grobów (epilog)O, jakże trudno pierzchłe już obrazyDo życia z sennych krain przywoływać!SerenadaPatrz! oto wiosna znów Najsłodsze niesie ci tchnienia Siwy koniuSiwy koniu, siwy koniu!Coś tak zadumany?Sonet IJednego serca! Tak mało, tak mało,Jednego serca trzeba mi na ziemi!Sonet IIPierwsze uczucia, to kwiaty wiosenne,Co się swą własną upijają wonią,Sonet III (Łudząca..)Łudząca Maja otworzy ci oczy,Migając widzeń różnobarwną tęczą,Sonet IV (Jak ptaki..)Jak ptaki, kiedy odlatywać poczną,Bez przerwy ciągną w dal przestrzeni sinąSonet XI (Ileż to zgonów..)Ileż to zgonów i narodzin ileW krótkim dni naszych przechodzim zakresie!Sonet XIII (Przeszłość nie wraca...)Przeszłość nie wraca, jak żywe zjawisko,W dawnej postaci, jednak nie umiera;Sonet XXIII (Choć w praw...)Choć w praw niezmiennych poruszasz się kole,Jeśli rozpoznasz twórcze ich zamysły,Sonet XXIXPóki w narodzie myśl swobody żyje,Wola i godność, i męstwo człowiecze,Sonet XXV (Jako cząsteczka..)Jako cząsteczka wszechświata myślącaSzukam w nim celu i o celu myślęSonet XXX (Taką, jak byłaś...)Taką, jak byłaś - nie wstaniesz z mogiły!Nie wrócisz na świat w dawnej swojej krasie;StokrotkiJakże żałuję tej szczęśliwej pory,Kiedy stokrotki kwiatek pospolitySzczęśliwe ludySzczęśliwe ludy, gdy im w górze świeciWolnej ojczyzny widoma potęga,Szkoda!Szkoda kwiatów, które więdnąW ustroni,Szumi w gaju brzezinaSzumi w gaju brzezina,Bo inaczej nie może -Ta łzaTa łza, co z oczu twoich spływa, Jak ogień pali moją duszę,TęsknotaObłoki, co z ziemi wstająI płyną w słońca blask złoty,Ty czekaj mnieTy czekaj mnie, dzieweczko cudna,Pod tą wysmukłą topolą!Tym, którzy smutniTym, którzy smutni, tym, którzy zgnębieniW milczeniu tylko i cierpią i giną,UlewaNa szczytach Tatr, na szczytach Tatr, Na sinej ich krawędzi UsprawiedliwienieOdtrąciłem od siebie z dalekaSamolubną boleść, co się żali,UwielbienieUmarły jeszcze będę wielbić ciebieI nie zapomnę pod ziemią, czy w niebie,W dwudziestą piątą rocznicę powstania 1863Ruchliwe fale czasu nie zatarłyTwych krwawych śladów, o nieszczęścia roku!W noc czerwcowąCiepłą, jasna noc czerwcowa,Woń duszącą kwiatów mówi: "Nie rozumiem, na co Muszę wiecznie z gór w doliny płynąć? WspomnienieAch, tam! gdzie pierwsza witała mnie zorza,Gdzie tyle w życiu dosłyszałem gwaru,XIX wiekowiWieku bez jutra, wieku bez przyszłość,Co nad przepaścią stanąłeś ponury;Z podróży DunajcemJuż jasny księżyc na wodospadzieHaftuje srebrem strumienia biegZa moich młodych latZa moich młodych latPiękniejszym bywał świat,Zaczarowana królewnaZaczarowana królewna W mirtowym lasku drzemie; Zmarłej dziewicyZasnęła cicho i nic jej nie zbudzi:Ani płacz siostry, ani matki łkanie,Zranionym sercom..Zranionym sercom potrzeba Błękitów nieba, Zwiędły listekNie mogłem tłumić dłużejNajsłodszych serca snów,ŻyczenieMinęła wiosna, minęło lato,I smutna jesień już mija -
Jedni i drudzy Są jedni, którzy wiecznie za czymś gonią, Za jakąś marą szczęścia nadpowietrzną, W próżnej gonitwie siły swoje trwonią, Lecz żyją walką serdeczną. I całą kolej złudzeń i zawodów Przechodzą razem z rozkoszą i trwogą, I wszystkie kwiaty zrywają z ogrodów, I depczą pod swoją nogą. Są inni, którzy płyną bez oporu Na fali życia unoszeni w ciemność, Niby spokojni i zimni z pozoru, Bo widzą walki daremność. Zrzekli się cierpień i szczęścia się zrzekli, Zgadując zdradę w każdym losu darze, Przed swoim sercem jednak nie uciekli, I własne serce ich karze! Gdy się spotkają gdzie w ostatniej chwili Jedni i drudzy przy otwartym grobie, Żałują, czemu inaczej nie żyli, Wzajemnie zazdroszczą sobie. Adam Asnyk
Więcej wierszy na temat: Życie « poprzedni następny » Takie rzeczy się zdarzają, nie fantazji to wytwory. Bo gdy jedni się kochają, drudzy toczą wieczne spory. Tak coś w ludziach się układa, i kieruje nimi skrycie. Gdy jednymi rządzi zdrada, drugich brzydzi takie życie. Czy to losu jest zrządzenie, bo jak można tak pozwolić. Aby jeden żył cierpieniem, kiedy drugi spokój woli. Trudno pojąć, bo i po co, i zamartwiać tym kłopotem. Jedni za to cię ozłocą, drudzy zaś obrzucą błotem. Bezstronności też nie znają, pielęgnując swe pozory. Ci co tylko się kochają , także ci, co toczą spory. Napisany: 2007-05-28 Dodano: 2007-07-25 09:52:24 Ten wiersz przeczytano 357 razy Oddanych głosów: 10 Aby zagłosować zaloguj się w serwisie « poprzedni następny » Dodaj swój wiersz Wiersze znanych Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński Juliusz Słowacki Wisława Szymborska Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński Halina Poświatowska Jan Lechoń Tadeusz Borowski Jan Brzechwa Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer więcej » Autorzy na topie kazap Ola Bella Jagódka anna AMOR1988 marcepani więcej »
adam asnyk jedni i drudzy